... no i frajer był. Po prostu. Pionierów poznaje się po nożach. W plecach. Wszystkiemu winne media. Zabija się gazetą. Biedne dzieciaki, zostaliśmy nabrani.
Dobra. Już tłumaczę ten bełkot. Próbuję.
Obserwując aktualnąaktualną komisję śledczą, w której jedni absolutnie nie potrafią, a drudzy potrafią aż zbyt dobrze, nie potrafię nie wrócić myślą do pięknych czasów komisji rywinowskiej. Wszyscyśmy z niej w końcu. Tylko, u licha, nie są to wspomnienia tak wspaniałe, jakimi być powinny. Aż wstyd się do tych refleksji przyznać.
Na swą obronę mogę ino dodać, iż pogląd ten nadal napawa mnie wstrętem, a i ewoluuje już dość długo i walczę z nim. Z całych sił. Ale chyba powoli przegrywam. A szkoda. Po co psuć zerojedynkową narrację. Piękne słowo, w użyciu od kiedy? Listopada 07? A gdyby go użyć odnośnie czasów zaprzeszłych?
No to zaczynamy bajkę.
Dawno dawno tmu, gdy nad światem zapanowała ciemność, a zima nie chciała odpuścić, krainą zwaną Polszczą władał władca okrutny i bezlitosny. Na imię było mu Sauron Czerwony Kanclerz. Na swe nieszczęście równie okrutnym co zadufanym mężem on był, i dał się podejść hobbitom niepozornym, z czego szczególnie dwoje: Zbyszko Młody i Maryjka Imion Czworgo dzielnymi było i swą czystością Naród cały z letargu, czarami okrutnymi i napojami ogłupiającymi pojony, obudziło. Sauron niepyszny do jaskini skryć się musiał, na świecie zwyciężyła sprawiedliwość, Maria i Zbych ślub wzięli i kraj swój do G8 doprowadzili.
Piękna baśń, prawda? Tylko nieprawdziwa, jak to baśń. Wszyscy się zgodzą, że kłamstwo w ostatnich linijkach się zawiera. Ale kto odważy się zakwestionować pierwsze już zdania? Ja nie potrafię. Chodzę wokół tematu od kilku dobrych tygodni. I nie potrafię. Musiałbym zbyt wiele własnych przekonań zweryfikować. A to taka piękna młodość była.
Może kilka pytań?
Nie było tak, że Millera chcieli się pozbyć dosłownie wszyscy? Poza nim samym i może Markiem Dyduchem? A że poszło zbyt daleko, i od pewnego momentu procesu absolutnie nikt nie kontrolował, to już inna sprawa.
Nie było to tak, że afera Rywina wybuchła w absolutnym apogeum polskiej beznadziei? Po ostatecznym wyczerpaniu rozmachu transformacji, a przed kopniakiem rozpędu (ew. w górę - dzięki otto) jaki dostaliśmy od UE? Kozioł ofiarny został znaleziony łatwo, szybko i przyjemnie.
Czy podobne afery i targi nie przytrafiają się absolutnie każdej ekipie rządowej? Czy nie jest to niejako cena demokracji czy szerzej: władzy? Kwestia tego jak potrafi się tego typu potknięcia sprzedać. Można jako element odzyskiwania, można jako cud na który Polska zasługuje, a można - jak SLD - kompletnie się pogubić.
Nie, SLD mi jednak nie żal. Pewnie genetycznie. W drugiej kadencji zapomnieli, że im wolno mniej, a do tego nie zajarzyli o co biega z finansowaniem z budżetu. Ich strata, niczyj zysk. Marne dla Leszka pocieszenie, że klęska iluzji POPiSu chyba pokazuje zmierzch innej legendy: o dobrych solidaruchach.
Tylko jak to z tą narracją było?
Strach ją podważać. Tyle pięknych karier na niej zbudowano. Tak pięknych, że i wnuki się pożywią.